BSA w swoich wiadomościach wysyłanych do firm informuje o konsekwencjach prawnych posiadania nielegalnego oprogramowania (oczywiście z użyciem odpowiednich cytatów z Kodeksu Karnego). Dowiadujemy się o cotygodniowych akcjach i przeszukiwaniach w siedzibach firm. Jest także mowa o współpracy z Policją, Urzędami Celnymi, Urzędami Skarbowymi. Jest wreszcie wezwanie do przesłania oświadczenia o legalności oprogramowania „w ciągu 14 dni od otrzymania niniejszego listu”.
Wszystko to sprawia wrażenie, że jakieś służby siedzą już firmie na ogonie i jeśli się nie zastosujemy do wytycznych, to kontrola murowana. Łatwo sobie wyobrazić, że jeśli na komputerach firmowych adresata znajdują się jakiekolwiek pliki, które mogą być nielegalne, to pod wpływem takiego listu, zostają one usunięte i w wielu przypadkach zapewne również zastąpione wersjami legalnymi. Zapewne taki właśnie zamiar ma ta instytucja, wysyłając tego rodzaju pisma, bo na pewno nie – jak piszą – potrzeba zebrania „wiarygodnych informacji” (bo na jakiej podstawie osądzą wiarygodność wspomnianych oświadczeń?).
Co zrobić po otrzymaniu takiego listu? Można go całkowicie zignorować. Ewentualne oświadczenie nie ma żadnej mocy prawnej, a żadne BSA, ani jakakolwiek inna organizacja pozarządowa, nie ma uprawnień do kontrolowania legalności oprogramowania.
Rzecznik Komendanta Głównego Policji, zapytany o BSA, powiedział dla tvn24.pl, że nie widzi nic złego w tym, że ktoś przypomina o obowiązujących przepisach i konsekwencjach ich nieprzestrzegania. Policji najwidoczniej nie przeszkadza, że oficjalna forma i stylizacja językowa może wprowadzać przedsiębiorców w błąd, a wymowa listy balansuje na krawędzi groźby, za którą stoją producenci oprogramowania.
Poniżej treść przesyłanego przedsiębiorcom listu: