Z początkiem stycznia tego roku weszła w życie nowelizacja prawa dotyczącego rozliczania podatku VAT w obrocie wewnątrzunijnym. Przepisy dotyczą sprzedaży przez Internet usług elektronicznych, czyli np. oprogramowania i ebooków. Uregulowano w nich kwestię stawki podatku VAT, z jaką następuje sprzedaż. Nie jest już istotna siedziba sprzedawcy – od czasu nowelizacji sprzedawca nalicza VAT wg stawki kraju, z którego pochodzi kupujący.
W założeniu przepis ten ma udaremnić próby przenoszenia się dużych firm do krajów, w których obowiązują niższe stawki tego podatku. Z perspektywy Polski, która ma jedną z najwyższych stawek VAT-u, to pomysł bardzo korzystny (jeszcze korzystniejsze byłoby zmniejszenie VAT-u, ale to inny temat). W praktyce jednak bardzo trudny do zrealizowania. W Unii Europejskiej jest obecnie 27 państw i przy każdej sprzedaży należy nie tylko uwzględnić miejscową wysokość podatku, ale także właściwe dla tego miejsca przepisy dot. wystawiania faktury.
Okazało się, że tylko duże firmy stać na wdrożenie takich przepisów. Wielu mniejszych sprzedawców działa nadal wbrew przepisom, ponieważ nie byli w stanie się do nich dostosować. Sytuację miał wprawdzie ułatwić utworzony do tego celu system MOSS (Mini One Stop Shop), ale w praktyce jego zakres działalności jest wąski, a większość obowiązków spoczywa na sprzedawcy.
Małe firmy tracą również na tym, że w takim obrocie wewnątrzunijnym nie obowiązują progi obrotów uprawniające do zwolnienia z VAT. Komentatorzy twierdzą, że to cios dla polskich startupów.
Unijni eksperci zgadzają się z tym, że sytuacja nie jest do końca korzystna dla wszystkich uczestników obrotu wewnątrzunijnego, lecz dotychczas nie zaproponowali żadnych zmian w tym temacie.