Plany nowego rządu są bardzo konkretne: zryczałtowany podatek w wysokości od 0.5% do 2% w zależności od wysokości obrotów. Taki podatek zacznie obowiązywać dla wszystkich dużych sklepów (o powierzchni powyżej 250 m2), których działalność dotychczas była największą konkurencją dla małych sklepików, czyli drobnych przedsiębiorców.
Sytuację dotychczasową można było określić jako brak równowagi. Z jednej strony duże sklepy będące własnością zagranicznych sieci handlowych działały na preferencyjnych warunkach: otrzymywały tanie grunty, płaciły preferencyjne podatki, a gdy te się skończyły to… nie płaciły ich w ogóle (bo eksportowały zysk za granicę). Ostatnio nawet umożliwiono im otrzymywanie darmowej siły roboczej (patrz news: Fundusz pracy nie pomoże małym firmom). Z drugiej strony małe sklepiki, którym ciężko było konkurować ceną z hipermarketami. Dodatkowo były one również celem wielu kontroli (dokumentów, wystawiania paragonów, sprzedaży alkoholu nieletnim itp.), a to wszystko bez żadnych preferencyjnych warunków obecności na rynku.
Co zmieni nowy podatek? Nawet sami przedsiębiorcy twierdzą, że wyrówna szanse. Nowe przepisy mają uniemożliwić supermarketom o zagranicznym kapitale unikania płacenia podatków w naszym kraju. Do szeregu konsekwencji będzie należał koniec nierównej konkurencji cenowej, bo dużym sklepom przestanie się opłacać sprzedawanie towarów tak tanio, jak dotychczas. Dzięki temu część klientów powróci do lokalnych sklepików.
Jak to będzie wyglądało w praktyce? Na razie trudno ocenić. Czy zagraniczne hipermarkety mają już plan obchodzenia nowych przepisów? A może podatek ten nie będzie dla nich aż tak uciążliwy, jak się spodziewamy albo możliwe straty odbiją w innym miejscu, np. jeszcze bardziej pogarszając warunki pracy? Wszystkiego dowiemy się już niebawem, bo nowe przepisy mają wejść w życie już w pierwszym kwartale przyszłego roku.